„Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask”.

 

Co tak naprawdę jest lepsze: dokładnie wiedzieć kiedy nadejdzie koniec świata, czy żyć w błogiej nieświadomości, pozwalając, aby przychodzący Chrystus nas zaskoczył? Jeślibyśmy wiedzieli kiedy to ma się stać, zaczęlibyśmy zbierać myśli, przygotowywać bilans zysków i strat, żegnać się z bliskimi i koniec końców, czy takie czekanie nie stałoby się nieznośne? Może owe „znienacka” jest lepszym rozwiąza-niem? Dzisiaj żyjemy, jak gdyby nigdy nic, a jutro już tego świata nie ma. Proste? Nikt się nie zamartwia, nie liczy skrupulatnie dobrych uczynków (tak jakby one miały decydujący głos o naszej przyszłości…).

W adwencie naszego życia nie chodzi o neurotyczne spoglądanie na zegarek, ale o to, by „serca nie były ociężałe”. Warto więc stawiać sobie pytanie: co jest ciężarem w moim sercu? I co ciekawe, to pytanie wcale nie ma nam przypominać o konieczności dźwigania krzyża, a jeśli już, to chodzi o „krzyż”, który sami sobie nakładamy.

Jeśli zasypiasz wieczorami, nie żegnając się z codziennością, to w adwencie Bóg chce Ci pomóc, abyś był choć troszkę bardziej wolny.