„Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.

Przestać kochać. Tak po prostu. Bez wielkiego ogłaszania. Przychodzi chwila, która jest jakby zdmuchnięciem płomyka. I tyle. Po wszystkim. Na nic nieudolne przypominanie sobie usłyszanego na ślubie fragmentu z Pierwszego Listu do Koryntian: „miłość nigdy nie ustaje”. Przecież się skończyła.

299050-Nawet-jednorazowy-skok-w-bok-moze-przyczynic-sie-do-rozpadu-zwiazku

Nie da się wszystkich dramatów rozpadających się małżeństw sprowadzić do wspólnego mianownika, ubrać w garnitur pojęć i analiz. Wielkim cierpieniem jest już sama świadomość, że miejsce w sercu dotychczas zarezerwowane dla miłości stało się puste; że wola gotowa inspirować do najtrudniejszych decyzji straci- ła swą determinację; że rozum znajdujący zawsze choć krztę rozsądku rozsypał się na kawałki, jak rozbite lustro. Miało być na zawsze, a wyszło… Czy decyzja o rozejściu się może stać się tak samo definitywna, jak decyzja o zawarciu małżeństwa? Intuicja podpowiada nam, że nie. Jeśli wierzę, to gdzieś na dnie serca mam przynajmniej iskierkę nadziei, że z tego, co dzisiaj wydaje się doliną śmierci, pojutrze powstać może nowe życie. Dlatego Kościół zgadza się na czasową separację, ale nie uznaje definitywności rozwodu. Chrystus nie przebiera w słowach, mówiąc o decyzji wejścia w ponowny związek. Dlaczego? Może dlatego, że biorąc drugą żonę lub drugiego męża, odbiera się pierwszemu związkowi szansę na rozwiązanie; na to, by Bóg wyprowadził jeszcze z niego jakieś dobro. Krzyż, choćby najcięższy, to nie koniec! Przeżywany z Jezusem kończy się zmartwychwstaniem.